Urodził się w 1961 roku w Czeladzi.
Ukończył Państwową Wyższą Szkołę Teatralną im. Ludwika Solskiego w Krakowie w roku 1984, przez jeden sezon grał w Teatrze Dramatycznym w Wałbrzychu, od początku istnienia (1985) w Teatrze Witkacego.
Pan Krzysztof gra w filmach, jednak Jego prawdziwym powołaniem jest teatr. Ma na swoim „koncie” mnóstwo ciekawych ról. Jedną z nich jest postać Caliguli, o której krytyk napisał:
„Caligula [Krzysztofa Łakomika] mocą skupienia, żarem szaleństwa, a co najważniejsze, człowieczym bólem doskonale wyczuwalnym pod drwinami i błazeństwem, nie pozwalał widzom ani na chwilę zbagatelizować, przejść do porządku nad swoją tragigroteskową szamotaniną."
Dyrektor Andrzej Dziuk wraz z zespołem są laureatami nagrody im. Konrada Swinarskiego - przyznawanej przez redakcję miesięcznika "Teatr" - za sezon 1986/1987, "za stworzenie i działalność artystyczną Teatru im. Stanisława Ignacego Witkiewicza w Zakopanem".
Uczennice biorące udział w projekcie przeprowadziły wywiad z aktorem,
byłym mieszkańcem Czeladzi.
Jakie wspomnienia wiążą się panu z rodzinnym miastem?
- Z Czeladzi wyjechałem zaraz po maturze. Wspomnienia, jakie głównie mam to liceum. Uczęszczałem do klasy humanistycznej. Było dość wesoło, bo w klasie miałem 3 chłopców, w tym ja, a pozostałą część stanowiły dziewczyny. Dzięki temu mam dwóch przyjaciół, z którymi do dziś utrzymuję kontakt. Spotykamy się w miarę możliwości często.
A gdzie uczęszczał pan do liceum?
- W Czeladzi, do im. Marii Curie-Skłodowskiej. Robiliśmy przedstawienia, już wtedy często uczestniczyłem w szkolnych apelach, wciągnęła mnie w to moja nauczycielka języka polskiego. Były to przede wszystkim kabarety.
W późniejszych latach liceum powstała grupa teatralna, do której należałem.
Kiedy zaczęła się pana przygoda z aktorstwem?
- W klasie maturalnej wpadło mi do głowy, aby zdawać do szkoły teatralnej. Rok wcześniej zdawał mój kolega. Pomyślałem, że jeśli jemu się udało, to czemu mnie miałoby się nie udać.
Złożyłem papiery do szkoły w Krakowie, a jednocześnie na prawo. Jeśli nie aktorstwo to miałem zamiar pójść na prawo.
Co zainspirowało pana do zostania aktorem?
- Głównie te zabawy w liceum. Zawsze lubiłem teatr. Mieliśmy polonistkę, która często zabierała nas na spektakle.
W jaki sposób przygotowuje się pan do roli w spektaklach?
- Różnie. Ważne jest to, aby przeczytać swoją rolę wiele razy, ale zależy to przede wszystkim od tego ile mam na to czasu. Niektóre spektakle powstają w ciągu kilku miesięcy, a są też takie, do których muszę przygotować się błyskawicznie. Moim i moich kolegów aktorów rekordem było przygotowanie spektaklu w 10 dni.
Czy ma pan wymarzoną postać, którą chciałby pan zagrać?
- Nie. Nie mam. Nigdy nie miałem czasu na marzenia o roli, którą chciałbym zagrać.
Czy miejsce urodzenia miało wpływ na pana karierę?
- Czy ja wiem? Na mnie na pewno miało wpływ. Koledzy, szkoła, rodzice – to wszystko człowieka kształtuje. Wiele zawdzięczam mojej polonistce. Zainteresowała mnie ona literaturą oraz teatrem.
Czy identyfikuje się pan z granymi przez pana postaciami?
- To jest pytanie, na które trudno odpowiedzieć. Raczej tak. Grałem różne postacie – takie, które są bardzo interesujące, ale też tzw. czarne charaktery. Szuka się cech wspólnych, które mogą być przydatne. Często wcielam się w postać i zastanawiam się jak zachowałbym się na jej miejscu.
Aktor często daje sporo z własnych doświadczeń, z własnego charakteru postaci, którą gra.
Z drugiej strony to jest też kwestia wyobraźni i techniki aktorskiej. Trzeba umieć pewne rzeczy zagrać, udać. Teatr to głównie udawanie.
W czym spełnia się Pan lepiej? W roli filmowej czy teatralnej?
- Z filmem nie miałem wiele do czynienia. Założyłem z kolegami teatr w Zakopanem. Było tam niewielu aktorów, więc nie miałem czasu, żeby dojeżdżać do Łodzi czy Warszawy, gdzie zazwyczaj kręci się filmy. Brałem za to udział w etiudach studenckich.
Jest pan zadowolony ze swojego zawodu?
- Tak, bardzo. Nie zamieniłbym go na inny, a z resztą nie potrafiłbym robić nic innego (śmiech).
Dziękujemy za rozmowę.